O co tak naprawdę chodzi w wychowaniu?


Jestem względnym świeżakiem, jeśli idzie o ojcostwo: pięcioletnia córeczka i synek-trzylatek. Bliski przyjaciel – ojciec z poważnym stażem – powiedział mi kiedyś, że będę dobrym ojcem. Bardzo chciałem w to wierzyć!

Autor:

Emilian Kujawski

Jednocześnie w mojej głowie buzował kocioł wątpliwości… Czy mam/wiem wszystko, by być dobrym rodzicem? Po czym to poznam? Co jeszcze powinienem przeczytać, kogo dopytać? Przecież tak naprawdę efekt będzie widać co najmniej za 10 lat…

Skazany na ctrl+C/ctrl+V?

Źródłem moich obaw było między innymi to, że wzorce ojcostwa wyniesione z domu rodzinnego miałem, mówiąc oględnie, niedoskonałe. Używki i tzw. towarzystwo sprawiły, że mój ojciec był w temacie wychowania raczej bierny, często nieobecny, wpadał na chwilę i znikał na długie dni… Niestety, podobny „styl” widziałem u większości moich wujków, a nawet u trenera lokalnego klubu piłkarskiego, w którym grałem.

Czy jestem skazany na powielenie złego wzorca? Absolutnie nie! Na szczęście odnalazłem Boga (a raczej On znalazł mnie) i okazało się, że są na tym świecie wartości obiektywne oraz ludzie, którzy potrafią w nich wytrwać, nawet kiedy – z ludzkiego punktu widzenia – się nie opłaca.

Cel wychowania

Problem współczesnego rodzica polega między innymi na tym, że ma on bardzo dużo możliwości do wyboru. Dobre wykształcenie, kultura osobista, umiejętność współpracy (osławiona praca zespołowa!), znajomość języków, kariera sportowa… Przecież to wszystko dobre rzeczy, nieprawdaż? Co wybrać? Co jest najważniejsze? Pomaga zadanie sobie dobrego pytania pomocniczego: do czego (jakiego stanu, położenia, cech charakteru) wychowanie ma doprowadzić moje dziecko. I od razu: bingo! Prosty wniosek: przecież cel wychowania pokrywa się 1:1 z celem życia jako takiego! A ten mam jasno zakomunikowany przez Boga. On stworzył mnie (i moje dzieci) do życia w głębokiej przyjaźni z Nim, do relacji pełnej zaufania i oparcia na Nim każdej decyzji, sposobu radzenia sobie z rzeczywistością, a docelowo do przebywania w jednym z wielu mieszkań u Ojca w Niebie (por. Ewangelia wg św. Jana 14,2). I tak oto moja piramida celów wychowawczych szybko się poukładała i wygląda, tak jak na załączonym rysunku.

Projekt „Dziecko”

Uff! Cel wyznaczony! Teraz po narzędzia! Tych (znowu) jest na drodze wychowawczej bardzo wiele. Jednym z nich, mapą drogową dla rodzica – podkreślmy: bardzo dobrą – jest „Podróż przemian”, o której w tym numerze pisze Jacek. (Na tym temat narzędzi, niestety, muszę skończyć, bo redakcja nie przepuści mi tak długiego tekstu 🙂 )

Chciałem natomiast zwrócić uwagę na pułapkę, w którą sam wpadłem. Misję wychowania mentalnie potraktowałem jak projekt inżynieryjny – projekt „Dziecko”. Wszedłem w myślenie techniczne: zaplanuj ścieżkę, wybierz dobre narzędzia, wdrażaj i po kłopocie. Coś na zasadzie „Tylko mnie kochaj”, a reszta sama pójdzie.

Otóż, nie. Nie pójdzie. Dlaczego? Bo po drugiej stronie jest żywy człowiek: ze swoimi potrzebami, emocjami, temperamentem i unikalnym postrzeganiem świata. Jeżeli chcesz kształtować charakter dziecka, a w takiej misji Bóg stawia rodziców, to musisz sięgnąć do tego, co dzieje się w jej/jego sercu.

Bardzo szybko przekonałem się, że zachowanie, zwłaszcza to tzw. niegrzeczne, to „tylko” zewnętrzny przejaw świata potrzeb, uczuć i pragnień, którego areną jest serce. Przykład: różne języki miłości moich dzieci. Madzia czuje się kochana, gdy spędzam z nią czas, ma mnie tylko dla siebie. Natomiast Michał, choć tego cennego czasu również potrzebuje, tak samo kochany czuje się, gdy go wycałuję, poprzytulam i połaskoczę. U niego językiem miłości jest także dotyk. Po takim „zabiegu” jest na tyle „syty”, że potrafi się nawet pół godziny pobawić sam (u Madzi – mission impossible!).

Serce dziecka

Salomon, swego czasu najmądrzejszy z ludzi, wielkość i sławę zawdzięczał temu, że poprosił Boga o mądre serce. Tak samo pragnę wychować moje dzieci: by ich serca wybierały mądrze, zgodnie z Bożym zamysłem i planem.

Czego do tego potrzeba? Uważnej obserwacji, dialogu i dyscypliny. Uważna obserwacja i dialog to robota czysto detektywistyczna albo – jak kto woli – diagnostyczna. Dostrzec symptom i dotrzeć do źródła motywacji, przebić się przez lęki i zaprzeczenia, a na koniec odpowiedzieć na nie w taki sposób, by dziecko czuło się bezpieczne, w pełni akceptowane i bliskie sercu rodzica. Bezpieczeństwo, akceptacja i bliskość to triada podstawowych potrzeb małego człowieka.

Jak to wygląda w praktyce? Kolejny klasyk z rodzicielskiego podwórka: mimo że dokoła jest ze sto zabawek, to w tej sekundzie ta jedna jedyna jest pożądana przez obie strony i mamy bijatykę. Do niedawna zareagowałbym tak: wkraczam, rozdzielam bokserów i szukam „sprawiedliwości”: kto wziął zabawkę pierwszy? Dlaczego mu/jej wyrywasz tego misia? Robię wykład na temat bycia starszym, mądrzejszym, bla bla bla… Natomiast to jest powierzchowna ocena zdarzenia – tylko na poziomie zachowania. Teraz jestem detektywem. Pytam (obojga): dlaczego ten miś jest taki ważny dla Ciebie? Co takiego się stało, że aż musiałeś uderzyć siostrę/uszczypnąć brata? Jak się teraz czuje Twoje serduszko? I potem spędzamy długie minuty na uczeniu się rozpoznawania własnych emocji i bezpiecznego (czyli w ramionach mamy lub taty) poradzenia sobie z tymi trudnymi, niechcianymi napięciami.

Nie, nie jest łatwo. Tak, chcą uciekać od tych rozmów, gdzie pieprz rośnie, ale nam nie wolno się poddać. Walczymy o ich serca!

A gdzie w tym dyscyplina?

Dyscyplina to w moim przekonaniu konsekwentne stawianie granic i ukazywanie negatywnych konsekwencji wyborów, w których do głosu dopuszczamy nasze potrzeby, te „cielesne”, dając im przewagę nad tym, co „z ducha”. Jak pisał św. Paweł Apostoł: w moich członkach dostrzegam inne prawo. Walczy ono przeciwko Prawu, za którym opowiada się mój rozum, i bierze mnie
w niewolę prawa grzechu, rządzącego w moich członkach (List do Rzymian 7,23). W innym miejscu ten sam Paweł powie: wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść (1 List do Koryntian 6,12).

Moją rolą jest tak pracować z dzieckiem, by z czasem jej/jego serce nauczyło się, że nie wszystko, czego „mi się chce”, jest dla mnie dobre. Wszak ono z tą wiedzą i umiejętnością rozpoznania się nie rodzi. Zresztą my, dorośli, często nie jesteśmy lepsi. Gdyby tak było, to trenerzy fitness już dawno poszliby z torbami.

Emilian Kujawski – Felieton


Pozostałe w tym numerze:

post picture
Dziecko bezpieczne w sieci

Internet już dawno przestał być tylko miejscem wymiany maili i oglądania filmów na YouTube. Dojście do tej prostej prawdy jest często momentem przełomowym w życiu każdego rodzica, ponieważ ciągnie za sobą szereg bardzo poważnych pytań, jakie należy sobie zadać.

Czytaj dalej
post picture
Być częścią czegoś dobrego

Być częścią czegoś wielkiego i dobrego… Zmieniać świat w imieniu Chrystusa, niezależnie od kultury wykluczenia, hejtów, ataków na bojących się Boga… Zło dobrem zwyciężać...

Czytaj dalej
post picture
Mój Outback

Na jeden z Outbacków pojechałem z mamą jako wolontariusz. Pełniliśmy funkcję animatorów w grupie Mama i Syn. Trzeba zaznaczyć, że będąc animatorem, byłem już dorosły, miałem żonę, nie mieszkałem z rodzicami. Razem z uczestnikami naszej grupy braliśmy udział we wszystkich zadaniach. Znałem je dokładnie, wiedziałem, jaki mają przebieg. Wydawało się, że nic nie może mnie zaskoczyć. A jednak…

Czytaj dalej

Zaangażuj się

Zaangażuj się praktycznie w nasze projekty online lub offline.

Zobacz więcej

Dołącz do stowarzyszenia

Jeśli podoba Ci się to co robimy i chciałbyś dołączyć do stowarzyszenia skontaktuj się z nami.

Kontakt

Módl się o nas

Nie rozłącznym elementem prowadzenia efektywnej ewangelizacji jest modlitwa. Prosimy módl się o nas abyśmy mogli docierać do jak największej liczby ludzi.

Wesprzyj nas finansowo

Wszystkie działania, które są podejmowane niosą za sobą konkretne koszty. Możesz nas wesprzeć wpłacając swoją darowiznę na jedno z naszych kont. Masz również możliwość wesprzeć nas przekazując swój 1% podatku.

Wspieraj